poniedziałek, 28 listopada 2016

"Silver. Pierwsza Księga Snów" - Kerstin Gier


Nie trzeba było wiele żebym kupiła tę książkę. Naprawdę. Wystarczył rzut oka na okładkę i już wiedziałam, że nie spocznę, póki jej nie przeczytam. W końcu udało mi się ją zdobyć, a gdy to się już stało, porzuciłam czytanie "Gry o Tron" tylko po to, by dowiedzieć się, jaka historia jest tu zawarta.

Na pewno większość z Was zna, lub chociaż kojarzy niemiecką pisarkę Kerstin Gier. Dla przypomnienia: jest ona autorką "Trylogii Czasu", czyli książek, których bohaterką jest obdarzona genem podróży w czasie Gwen Shepherd. I to właśnie ona (pani Gier) powraca w wielkim stylu z nową serią, zatytułowaną właśnie "Silver". Zatem do rzeczy.

Główną bohaterką powieści jest piętnastoletnia Liv Silver. Przeprowadza się ona z mamą, nianią i młodszą siostrą Mią do Londynu (to chyba znak rozpoznawczy autorki: opowieść o Niemce mieszkającej w Wielkiej Brytanii). Wkrótce siostry poznają swojego przyszłego ojczyma i jego dzieci: Florence i Graysona, zaczynają też edukację w nowej szkole. Niedługo potem Liv zaczyna mieć bardzo rzeczywiste sny, w których spotyka właśnie Graysona i jego trzech kolegów. Najdziwniejsze jest jednak to, że chłopaki na żywo zachowują się tak, jakby... mieli taki sam sen jak ona! O co tu chodzi? 

Żeby jednak akcja nie skupiała się wyłącznie na Liv, jej kolegach i śnieniu, autorka postanowiła dodać jeszcze jeden wątek: tak więc istnieje blog prowadzony przez osobę o pseudonimie Secrecy. Nikt nie wie kim jest, jak wygląda, ile ma lat i skąd bierze wszystkie informacje, ponieważ skupia się on/ona na publikowaniu wiadomości o uczniach i nauczycielach szkoły Liv. Niektóre z nich są naprawdę poufne i osobiste, mimo to, Secrecy zdaje się wiedzieć wszystko o wszystkich. Młodsza z sióstr Silver, Mia postanawia za wszelką cenę odkryć, kim jest autor/autorka bloga i go/ją zdemaskować. 

Przeczytałam tę książkę jednym tchem. Motyw snu w roli głównej nie jest czymś nowym czy szokującym, ale na pewno ciekawym. Kerstin Gier bardzo sprawnie prowadzi ten wątek: akcja toczy się szybko, ale nie tak, by czytelnik mógł się pogubić, albo czegoś dokładnie nie zrozumieć. Nie jest to też opowieść "zainspirowana" jakąś inną historią jak to ostatnimi czasy bywa. Myślę, że jest to jeden z powodów, dla których tak miło i przyjemnie się ją czytało: naprawdę nie wiedziałam, jak się zakończy, a jeśli miałam jakąś wizję, to okazała zupełnie nietrafna.

To chyba pierwsza moja książka, w której występuje czterech potencjalnych kandydatów na chłopaka dla głównej bohaterki. Bywało dwóch, bywało trzech, ale czterech? Nie spotkałam się. Oznacza to, że mogę wybrać sobie książkowego crusha spośród tego fikcyjnego kwartetu. Na plus!!! :P

Wątek Mii, małej detektywki wciągnął mnie do tego stopnia, że sama próbowałam odgadnąć kim jest Secrecy. Starałam się wyłuskać z treści choćby najmniejszą wskazówkę, która odpowiedziałaby mi na to pytanie, jednak Gier jest sprytna i pilnuje każdej wzmianki o blogu. Z jednej strony byłam więc rozczarowana, ale z drugiej nie mogę się doczekać finału tej opowieści.

Nie mogę zapomnieć o komentarzu dotyczącym wydania "Pierwszej księgi snów". Okładka tej książki jest przepiękna. Bardzo mi się podoba. W dodatku jest to twarda oprawa (miękkiej w ogóle nawet chyba nie ma), dzięki której można śmiało otworzyć książkę i nie martwić się o wygięcie grzbietu. Super sprawa. W środku znajduje się ciesząca oko,biało-czerwona wklejka. Oprócz tego, na niektórych stronach pojawiają się delikatne motywy kwiatowe, a fragmenty pochodzące z bloga Secrecy wyglądają niemal tak, jak print-screen z prawdziwej strony internetowej.

Niestety wydanie to ma parę wad. Duża czcionka i wymienione wyżej przeze mnie ornamenty sugerują, iż jest to książka dla tzw. "Młodszej Młodzieży", czyli takiej, której przedział wiekowy kończy się na 15 latach. Jestem trochę starsza, ale ze wszystkich sił starałam się o tym zapomnieć i cieszyłam się po prostu czasem spędzonym nad książką.

Bohaterowie. Jak już wspomniałam, akcja skupia się albo na Liv, Graysonie, Arthurze, Henrym i Jasperze (czyli czwórce chłopaków zamieszanych w sny starszej z sióstr Silver), albo na Mii i blogu Secrecy. Wynika stąd, że reszta z bohaterów jest słabo, albo też w ogóle niedopracowana. Otóż nie. W moim przekonaniu liczba scen, w której występują bohaterowie drugoplanowi jest dla mnie wystarczająca, aby ocenić, czy kogoś lubię, czy ktoś jest według mnie niesympatyczny itd.

Jest jeszcze właściwie jedna rzecz, która niezbyt mi się podobała w powieści. Mówię tu o nawiązaniu do demonów, jakichś dziwnych rytułałów... Ogólnie nie podobają mi się takie motywy w książkach dla trochę młodszych osób, nie powinny chyba o takich rzeczach czytać, zwłaszcza w tak młodym wieku, kiedy to wpływy zewnętrzne mają tak duże znaczenie w kształtowaniu się charakteru. Na szczęście w drugiej części przygód Liv, autorka zrezygnowała z tego pomysłu (to nie spoiler, serio).

Nie chcę tym razem bawić się w podsumowania. Powiem tylko, że nie mogę się doczekać, jak cała ta historia się zakończy. To chyba będzie najlepsza reklama dla tej książki

Ironn

A teraz mjuzik. Co by tu dziś wrzucić?
Już wiem! Ten chłopak (mężczyzna właściwie) oczarował mnie oraz jury amerykańskiego The Voice'a piosenką Adele "When We Were Young". Od tej pory wiernie mu kibicuję. Tutaj macie wersję studyjną tego coveru. Z zainteresowanymi mogę podzielić się linkiem do wersji z "blind'ów"

niedziela, 13 listopada 2016

"Harry Potter i Przeklęte Dziecko" - J. K. Rowling, John Tiffany, Jack Thorne


Chyba nie będę oryginalna, jeśli poświęcę kolejny wpis absolutnemu fenomenowi na światowym rynku. Mowa oczywiście o najnowszej, ósmej części przygód o najsłynniejszym czarodzieju świata: Harrym Potterze.

Nie dziwne jest to, że fani Pottera (w tym ja) oszaleli na wieść o tym, że pojawi się kolejna część serii osadzona w tym niesamowitym uniwersum. Książka znajdowała się na samym szczycie bestsellerów tygodnie przed tym, jak została wydana. 

Ale może daruję sobie opowieści o okolicznościach wydania tego tomu. Wydaje mi się, że wiadomość o nowych przygodach (już nie) młodego czarodzieja dotarła nawet do osób, które nie znają/nie lubią Harry'ego Pottera, na długo przed premierą.

Historia rozpoczyna się w momencie, który dobrze znamy z książki "Harry Potter i Insygnia Śmierci". 19 lat po pokonaniu Voldemorta do grona uczniów Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie ma dołączyć młodszy syn Harry'ego i Ginny - Albus. Jak wiemy, bardzo obawia się tego, że w przeciwieństwie do całej jego rodziny trafi do Slytherinu. 

Tak też się staje. Tiara Przydziału umieszcza młodego Pottera w Slytherinie. Mało tego: najlepszym przyjacielem Albusa staje się... Scorpius, czyli jedyny syn Dracona Malfoya i jego żony Astorii. Wciąż mało? Dodam więc, że najfajniejsza kuzynka, jaką jest Rose, odwraca się od niego, a cała szkoła szepcze za jego plecami. Jakże to? Syn tego Harry'ego Pottera w Slytherinie? Albus ma też nieodparte wrażenie, że jego ojciec jest nim zawiedziony i sam zaczyna się od niego odsuwać.

Pierwsze lata w Hogwarcie mijają spokojnie. Jednak pewnego wieczoru, gdy Albus przebywa w swoim domu, przez przypadek słyszy rozmowę Harry'ego z Amosem Digorrym. Tak, to ojciec zabitego przed laty Cedrica, który wciąż nie może pogodzić się ze śmiercią syna. Wraz z nim, dom Potterów odwiedza jego krewna - Delhi, która niechcący natyka się na podsłuchującego Albusa. Okazuje się, że Diggory chce zdobyć od Harry'ego zmieniacz czasu, aby uratować swojego syna przed tragiczną śmiercią. Harry odmawia, ponieważ twierdzi, że wszystkie tego typu sprzęty zostały zniszczone przez Ministerstwo Magii. Na jaw wychodzi jednak, że jakiś zmieniacz czasu się zachował i całkiem nieźle działa.

Albus wpada na genialny jego zdaniem pomysł: zdobędzie zmieniacz czasu i uratuje Cedrica. Może wtedy zobaczy uznanie i podziw w oczach ojca. Szybko wtajemnicza w swój plan Delhi i Scorpiusa, z którym udaje mu się uciec z Ekspresu Hogwart, wiozącego ich na rozpoczęcie trzeciego roku edukacji.

W tym miejscu przerwę swoje streszczenie początku, bo gdybym się nie zatrzymała w tym miejscu, nie zatrzymałabym się w ogóle i poznalibyście koniec tej książki.

Pierwsza moja myśl, która nasunęła mi się po przeczytaniu: "Bardzo fajne, ale czuć, że J. K. Rowling nie napisała tego sama". O co chodzi?
Chodzi o pewne pomysły, fragmenty fabuły i fakty, które nie zawsze pasowały mi do jednej, wielkiej, spójnej historii o Harrym Potterze. Miałam wrażenie, że gdyby Rowling była jedyną autorką scenariusza, na pewno niektóre z tych pomysłów po prostu nie wpadłyby jej do głowy. A gdyby jednak wpadły, to zaraz by z niej wyleciały, bo nie pasowałyby do jej wizji. Tymczasem każdy z trójki autorów miał (tak myślę) swój obraz tego, jak cała historia ma wyglądać i w efekcie zostaliśmy zasypani różnymi (mniej lub bardziej szokującymi) zwrotami akcji. 
(Chętnie bym wymieniła, ale boję się, że zepsuję Ci radość z czytania)

Kolejnym minusem jest w moim przekonaniu wydanie książki w formie scenariusza. Ja wiem, wiem, od początku było jasno powiedziane, że nie będzie to utwór epicki ale dramat. Miałam jednak malutką nadzieję, że autorzy (albo przynajmniej sama Rowling) pokuszą się o dopisanie fragmentów zawierających opisy i inne charakterystyczne dla epiki "rzeczy". Niestety mamy do dyspozycji tylko i wyłącznie dialogi oraz didaskalia. Miejscami musiałam robić sobie przerwy aby "przetrawić" to, co przeczytałam. 

Przez taką formę, scenariusz można spokojnie przeczytać w kilka godzin, włączając w to przerwy. Tak było w moim przypadku: było mi trochę smutno, gdy tak szybko dotarłam do końca.

Nie wiem czy to zaleta czy wada, ale miałam problem z wyobrażeniem sobie dorosłego, trzydziestoparoletniego Harry'ego. I nie jest to w żadnym wypadku usterka mojej wyobraźni tylko fakt, że od lat przebywam z Potterem - nastolatkiem i nie chcę się pogodzić z tym, że on również dorósł.

Ach wiem, co mnie jeszcze uderzyło.
Brak Hugona.
Pamiętacie Hugona prawda? Jest to syn Hermiony i Rona, oraz brat Rose. Nawet zastanawiałam się, czy przypadkiem nie przegapiłam gdzieś jego obecności, ale w końcu musiałam stwierdzić, że faktycznie go nie ma. (Jeśli ktoś z tu obecnych ma jednak dowód na jego egzystencję, proszę o taką wiadomość ;) )

No to teraz zalety. :)

Wielkim plusem jest pojawienie się mnóstwa postaci znanych nam z poprzednich części serii. Bardzo cieszyłam się, gdy w jakiejś scenie pojawiał się któryś ze szczególnie lubianych bohaterów. Chcę zaznaczyć w tym miejscu, że niemal wszyscy pozostali tacy, jakich ich zapamiętaliśmy. Wyjątkiem jest Draco, który w ciągu tych wszystkich lat bardzo dojrzał. A może to rodzicielstwo go tak zmieniło? Zaskoczył mnie Ron, który nie raz i nie dwa naprawdę mnie rozbawił. Ale to chyba oczywiste; w końcu to Weasley.

I w końcu trzeba to przyznać: bardzo bałam się, że ta część będzie po prostu słaba, że mnie zawiedzie, że została stworzona tylko i wyłącznie w celach komercyjnych i że po przeczytaniu zniszczy mi obraz fantastycznej historii Chłopca Który Przeżył, który od tylu lat starannie pielęgnuję. Pozwolę sobie zacytować w tym miejscu Radka Kotarskiego:
"Nic bardziej mylnego!"
Wprawdzie trochę przeszkadzały mi wyżej wymienione wady, ale całą książkę oceniam "na plus". Przeczytałam ją w bardzo krótkim czasie i żałuję, że nie była dłuższa. Pomysł twórców aby wmieszać młodych przyjaciół w zabawę zmieniaczem czasów naprawdę przypadł mi do gustu. Bardzo byłam ciekawa jak autorzy zakończą wielką przygodę Albusa i spółki i nie zawiodłam się.

Chyba trochę więcej wyszło minusów niż plusów. Jednak to, co dla mnie jest wadą, dla Was może być zaletą, tak więc jak najbardziej zachęcam do zapoznania się z historią Albusa. Przez moment bałam się, że gdy będę kiedyś czytać wszystkie części Harry'ego po raz 4652 (a będę na pewno), spojrzę na nie przez pryzmat tejże właśnie ósmej części. Ale mam przeczucie, że tak się nie stanie. :)

Czyli w skrócie: mimo paru "zgrzytów", scenariusz bardzo mi się podobał. Wiadomo: to nie to samo co stary dobry Potter, ale warto przeczytać chociażby ze względu na sentyment. Forma dramatu nie każdemu przypadnie do gustu (kogo ja oszukuję.... mało komu się spodoba), ale na to nic nie poradzimy. 

Cieszę się, że przeczytałam ten scenariusz. "Harry Potter i Przeklęte Dziecko" może nie stanie się moją ulubioną książką, ale na pewno ma swój urok i nie żałuję, że stoi dumnie na półce obok siedmiu pozostałych tomów.

Ironn

Skoro już tak wrzuciłam do poprzednich recenzji jakieś piosenki, stwierdziłam: czemu nie robić tego przy każdej? Wprawdzie z ósmą częścią Harry'ego nie kojarzy mi się żadna nuta, ale to wcale nie przeszkadza. Łapcie coś, czego ostatnio lubię słuchać

A skoro miałam czelność wspomnieć o Radku Kotarskim, wrzucam jeden z wielu ciekawych filmów na jego kanale

piątek, 4 listopada 2016

"Co, jeśli..." - Rebecca Donovan


Cal, Rae, Richelle i Nicole byli kiedyś najlepszymi przyjaciółmi. Bawili się razem w drewnianym domku, huśtali się na oponie....
Ale to było kiedyś.

Teraz Cal studiuje i jedyną osobą, z którą utrzymuje kontakt jest Rae. Richelle wyprowadziła się a Nicole przestała się do nich odzywać i znalazła sobie "cool" przyjaciół. Paczka, którą razem tworzyli już nie istnieje. 

Przypomniałam sobie o tej książce, która stała na mojej półce i postanowiłam przeczytać ją jeszcze raz. Przypomniałam sobie wiele szczegółów i stwierdziłam: dlaczego nie? Spróbuję coś tu o niej napisać.

Pewnego dnia Cal spotyka dziewczynę, która wygląda tak samo jak Nicole Bentley. Zdaje sobie sprawę, że tych niesamowicie błękitnych oczu nie może mieć nikt inny tylko jego (była) przyjaciółka. Tylko że... ta przypadkowo spotkana piękna dziewczyna przedstawia się jako Nyelle Preston. Zachowuje się też zupełnie inaczej niż koleżanka z podwórka Cala: Nicole była nieśmiałą, dobrze wychowaną panienką, a Nyelle jest... cóż... nieprzewidywalną, żywiołową i radosną młodą kobietą, która co rusz wpada na kolejny szalony pomysł.

Cal jest zafascynowany dziewczyną, jednocześnie próbuje uzyskać odpowiedzi na pytania, które nie dają mu spokoju. Jest bowiem przekonany, że to Nicole, jednak za każdym razem, gdy próbuje się czegoś dowiedzieć, ona milczy lub zmienia temat. Innym razem to właśnie ona dopytuje o jego życie i rodzinę, a przecież powinna pamiętać niektóre sytuacje, w końcu sama brała w nich udział.

Chłopak ulega każdej prośbie Nyelle, nawet tej najbardziej absurdalnej, ponieważ wie, że jest, i zawsze był, zakochany w tych niebieskich oczach. To one właśnie były powodem, dla którego kończył swoje dotychczasowe związki. Cal jest rozdarty, bo chce dowiedzieć się, co stało się z Nicole, z drugiej strony Nyelle bardzo mu się podoba i nie chce, by dziewczyna w którymś momencie zniknęła przez niego bez słowa i nigdy już się nie pojawiła.

Mimo, że powieść napisana jest z perspektywy chłopaka, jest to absolutnie książka dla dziewczyn, nie oszukujmy się :P . Wątek miłosny jest tu na pierwszym miejscu i autorka właściwie cały czas skupia się na relacji Cal - Nyelle. Oprócz "głównej" historii możemy od czasu do czasu zapoznać się z przebłyskami przeszłości z sytuacji, których świadkiem był Cal. Oprócz tego, na końcu każdego rozdziału znajduje się fragment opowiadający o czasach, gdy paczka przyjaciół spędzała jeszcze ze sobą czas. Jest on napisany z perspektywy Nicole lub Richelle. 

Szkoda, że autorka całkowicie skupiona na dwojgu głównych bohaterów, nie pokusiła się o to, by trochę rozwinąć charaktery innych postaci. Na pewno nie można narzekać na ich brak, ale niestety pojawiają się zbyt rzadko, by móc ocenić kogo lubimy, a kto działa nam na nerwy (oprócz Cala i Nyelle, jest może jedna, uszczegółowiona postać). Nie mogę jednak powiedzieć, że to minus tej książki, ponieważ wydaje mi się, że Donovan chciała napisać historię romantyczną, w której czytelnik ma się zakochać w tym jednym wątku, a nie skupiać na innych. Autorka zdaje sobie pewnie sprawę, że niektóre z dziewcząt zwyczajnie nie lubią odrywać się od tak ciekawej historii o miłości :).

Jest to naprawdę bardzo przyjemna lektura, która zaczyna się i kończy w tej samej okładce. Donovan udowadnia, że nie trzeba tworzyć trylogii w celu stworzenia ciekawej historii. Polecam nie tylko dziewczynom lubiącym romanse, ale też tym, które nie widzą świata poza książkami sci-fi czy fantasy (bo wiem, że są takie :P ). Naprawdę warto czasem oderwać się od Rowling, czy Riordana żeby poznać opowieść osadzoną w naszym uniwersum.

Ironn

Tak mi się jakoś przy pisaniu przypomniała ta piosenka. Wrzucę, a co mi tam!